kiedy się coś zaplanuje.. kiedy się bardzo chce... można wszystko....
Otóż
w weekend, w piątek/ czarny piątek / 23-25 2018r. , w stolicy co zwie się Warszawa, daleko od zgiełku w uroczej dzielnicy odbyło się spotkanie blogowiczek, wspaniałych, radosnych, pozytywnie zakręconych dziewczyn z każdego zakątka kraju.
JUSTYNY,
DOROTKI,
ANI, OLI, MARYSI i mnie
/Tak na marginesie
Hania i
Danusia z przyczyn niezależnych nie dojechały, ale były obecne sercem i duchem/.
Choć pogoda nie była wymarzona, to na naszych buźkach i w sercu gościło słońce, radość, poczucie humoru i dystans do życia.
Dorotka odebrała nas z dworca obwiozła okrężnymi ulicami - co byśmy poznały prawie całą stolicę, i dowiozła nas daleko poza miasto w spokojną, urokliwą dzielnicę. Justynka przyjęła nas bardzo serdecznie, stwarzając niepowtarzalnie swojskie klimaty.
Czułyśmy się jak u siebie w domu. Jej gościnność nie znała granic. Smakowite, domowe obiadki przygotowane przez dziewczyny - Justynę i Dorotę, przepyszny sernik upieczony przez mamę Justynki, mniamuśny jabłecznik upieczony przez Dorotkę - mówię wam niebo w gębie.
Oj działo się...
było radośnie...humory nas nie opuszczały z toastem ( kilkuletnich naleweczek) rozmowy trwały długo, a nawet bardzo długo...
Oczywiście nauka miała też swoje miejsce. Zadbała o to Justynka, obdarowując każdą z nas pakietem startowym do frywolitki.
a pozostałe dziewczyny również obdarowały się nawzajem prezentami- zobaczcie jak wyglądał stół
Justynka, Dorotka, i Ola uczyły nas klikać czółenkiem w międzyczasie tworząc biżuterię frywolitkową.
...tak trwało to mozolne klikanie. Oj nie szło tak gładk
by zgłębić tajniki frywolitki trzeba nieziemskiej cierpliwości.
moje pierwsze łuczki, kółka i łańcuszki.... będzie ciężko, ale z uporem chyba dam radę....
Każda z nas chciała przekazać swoją ulubioną i wykonywaną technikę rękodzieła. Ania z szydełkiem w ręku pokazywała jak dzierga się chustę oraz podtrzymywała dobry humor i waraz z
Marysią zadbała byśmy prawidłowo haftowały krzyżykami i pod ich czujnym okiem wykonały malutki hafcik i oto jak wyszło...
osobiście zadbałam o kręcenie" różności" z paseczków quillingowych. Dziewczyny "zdolniachy" ukręciły gwiazdki
W niedzielę odwiedziliśmy Scrapowisko, było co oglądać, i choć zarzekałam się , że nie kupię za wiele, to jednak nie mogłam się oprzeć nowym wzorkom papierów, tekturek, innych dodatków rękodzielniczych.
Chwile spędzone razem szybko jednak mijały a wszystko co dobre musi mieć swój koniec. Nadeszła chwila kiedy trzeba się rozstać. Z uwagi na fakt, iż mój pociąg powrotny odjeżdżał jako pierwszy, spakowałam się, pożegnałam wszystkie dziewczyny i wyszłam. Przesympatyczny mąż Dorotki odwiózł mnie na dworzec i niemalże wsadził do pociągu. Siedząc w przedziale wśród wielu pasażerów uśmiechałam się w w sercu a w głowie wciąż brzmiały głosy i śmiechy z naszego radosnego spotkania. Łza mi się w oku zakręciła.
Reszta dziewczyn odjeżdżała półtorej godziny po mnie. Jednak do późnego wieczora podtrzymywałyśmy konwersację przez messendżera.
To był niewątpliwie wspaniały weekend.
Po powrocie rozpakowałam prezenty, rozłożyłam je na stole i z radością wspominałam
Oczywiście na moim haftowanym obrazku z ptaszkami musiałam dodać świąteczny napis i czerwone czapeczki, bo same na gałązkach wyglądały zbyt smutne
Dziękuję Wam moje KOCHANE za ten czas cudownie spędzony . Niewątpliwe, że będzie następny raz, więc już się cieszę na kolejne spotkanie i w pełnym składzie.
Buziaki ślę gorące.
Wszystkich czytających serdecznie pozdrawiam i zachęcam do takich spotkań w realu.
Wszystkie relacje ze spotkania , masę zdjęć można podejrzeć u Justynki, Dorotki , Marysi, Oli Ani